20 km przejechanych, Z Mężczyzną wybraliśmy się na rowery, co by obiadowe kalorie wytrzepać.
Czy się wytrzepały? nie wiem, ale wiem, że te 20 km to mam w stawach, nogach, kręgosłupie i na d...pie.
Ale miło było, zdjęć zrobiłam trochę i odwiedzałam (choć tylko z zewnątrz) mój dom rodzinny.
Jakiś mały się wydał, a przecież był taki wielki. Wszystko się zmieniło, ale okno i jego jeszcze poniemiecki ramy jest nadal takie, jak wtedy gdy w nim mieszkałam.
Z wirusem zaczynam się oswajać i staram się żyć normalnie (bez zbędnych strachów),choć z zachowaniem środków ostrożności.
Ale nie siedzę już cięgiem w domu, ale idę do sklepu na zakupy, a jutro jadę do naszego domu kultury, co by dowieść zdjęcia na wystawę.
Tego życia aż tak dużo nie zostało, więc nie będę czasu który mi został marynować na zamartwianie się i panikowanie na każdym kroku, że mnie te badziewie dopadnie.
Nie będę się wychylać, ale i nie będę się chować. DOŚĆ!
Aniołka wezmę ze sobą i niech pilnuje!
A to nasza dzisiejsza przejazdka!.
polna droga czyli..., na skróty
widok na most kolejowy zwany "czerwonym"
a to widok z tegoż mostu na miejsce z którego było robione zdjęcie powyżej
do domu ponad 10km, więc może poczekam na pociąg?
dom rodzinny a okno na parterze (po prawej), pamięta mnie i moje jego mycie i malowanie:)
Bóbr, w którego to wodach nauczyłam się pływać i...
pluskałam się wiele lat:)
I to koniec mojej wyprawy w teraźniejszość i przeszłość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz