środa, 15 lipca 2020


Który to już dzień z wirusem ? Już nie wiem, więc bez liczenia czyli, tylko kolejny i to wystarczy. Jak do tej pory udaje nam się wyślizgać z niego i niech tak zostanie. 
Codzienność codzienna i tylko aparat wyprowadza minie w poszukiwaniu kadrów. Jak dobrze mieć pasję, a jeszcze lepiej, gdy ta pasja zgania człeka z fotela i wyprowadza na dwór, na świeże powietrze. 
Mój rok dzieli się nie na pory roku, lecz na zjawiska, które wypełnią kadry moich zdjęć. Jest czas kwitnących sadów, jest czas rzepaku który na żółto maluje pola, jest czas żniw i jest czas kwitnących słoneczników. I właśnie te ostatnie przed wczoraj podziwiałam. (na czas złotej jesieni i pierwszych przymrozków jeszcze będzie czas).
Gdy tak stanęłam przed tym ogromem żółtych słoneczek, to aż mi dech zaparło. Błękit nieba, złote pole aż po horyzont i brzęczenie tysięcy pszczół. 
Nawet największy fotograf nie da rady przekazać tego, co widzą oczy. 
Dla takich kadrów warto żyć. 
To właśnie to chcę Wam dzisiaj pokazać i podzielić się tym pięknem. To dla uspokojenia i wyciszenia po tym trudnym czasie który ostatnio zaliczaliśmy. 
Zasłużyliśmy na to by przypomnieć sobie, jaki piękny jest świat! 
A siebie tu wstawiłam po to, by był dowód, że byłam tam, że fotografowałam i że żyję :))) 
Pozdrowienia słonecznikowe przesyłam! 







Czyż nie pięknie? :))))