środa, 3 czerwca 2020

dzień 72


Jestem. 
Wszystko toczy się swoim torem i tempem. Czy udało mi się coś zmienić, wyprostować, przewartościować? Nie wiem. Wydaje mnie się, że coś jednak zmieniło się w moim myśleniu.
 "Nie obarczaj mnie swoimi, (waszymi) problemami, bo swoich mam dosyć i nie chcę żyć waszymi. Nie obciążaj mnie tym. Nie jestem twoją przyjaciółką!  Przestać zachowywać się "jaka ja biedna, skrzywdzona" i sama rozwiązuj swoje problemy.
Takiej odpowiedzi na prośbę "słuchaj, mam problem i nie wiem jak powinnam postąpić, jak się zachować...., jak myślisz?..,  nie spodziewałam się. 
Jeśli córka ma już 33lata, męża, dzieci i ponad 10-cio letni staż małżeński, to czyż nie można spodziewać się przynajmniej wysłuchania?
No cóż. Poczułam się jak się poczułam, przegryzłam, przemieliłam i coś do mnie dotarło. Co prawda nigdy nie czułam się biedna, czy nieporadna. Zawsze raczej brałam byka za rogi, więc nie wiem skąd taka definicja matki, czyli mnie. Jednak coś we mnie się zatrzasnęło. Przestaję być pomocna na każde wezwanie (choć często o pomoc nie jestem proszona), teraz moje będzie najważniejsze bez względu czy to się podoba czy nie. Moje prawo, moje decyzje, moje postanowienia. Przestaję ustępować dla świętego spokoju, moje słowo jest równie ważne jak inne, a może i ważniejsze. Jestem na swoim i należy się z tym liczyć! 
Aż mnie dziw wziął, jak dziecko potrafi pomóc, odmawiając pomocy! Chyba czas zhardzieć! :)
Przestaję się zamykać milczeniem na nieuprzejme zachowania, przecież potrafiłam zawsze "dołożyć do pieca", gdy trzeba było. 
Najwyraźniej trzeba przypomnieć kochanej dziatwie, że to oni są u mnie, a nie ja u nich i nim wykopią dziurę by wsadzić w nią krzewik, to najpierw będą się pytać, czy krzewik może być i czy w tym miejscu.
Dziecko w jednym miało rację! Trzeba zacząć być znowu panią domu, a nie starszą panią, która nie wiele  wie,bo " teraz mamy inne czasy i inaczej się żyje". Może i prawda że inne czasy, inne warunki, ale codzienność przynosi takie same problemy, najwyżej inaczej opakowane! 
No to się powymądrzałam! Na pewno jeszcze nie raz nerw  mnie weżnie, ale zamiast zamilknąć i wyjść, to pieprznę choćby kubkiem o glebę (trzeba będzie zakupić w komisie trochę naczyń, bo swoich szkoda), puszczę wiązankę i każę się zamknąć! Może nie będzie dużo lepiej, ale przynajmniej zaoszczędzę na zawale! :)
To tyle. jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej! 
Dzisiaj jestem w temacie makowym! Piękne pola pełne maków, na wiejskie chodniku kładą się maki z pod płotu i widoczki sielskie , anielskie, aż chce się zatrzymać je na dłużej. 
zatrzymałam więc i wam Kochani podsyłam, byście i Wy mogli nacieszyć nimi oczy! 

7 komentarzy:

  1. No to sobie ulżyłaś! I dobrze! ;) A maki piękne... sny między nimi byłyby urzekające! :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne ujęcia maków....co do rodziny, no cóż, samo życie..każdy ma różne humory a i jak długo Ty w swoich decyzjach wytrzymasz? Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Będę tak trzymać ile się da, więc ko końca. Odpozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja Cię popieram w pełnej rozciągłości! Nie zawsze mieszka się oddzielnie. A jeśli razem, to należy się liczyć z tym, że kto nas wpuszcza do swego gniazda, powinien być traktowany jak ktoś, kto podarował nam coś cennego. Miałaś prawo wymagać nie tylko szacunku do Ciebie jako Mamy, ale też jako do gospodarza tego miejsca!
    Trzymam kciuki za Twą konsekwentną postawę w tej materii!
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czerwone maki...to takie piękne, Polskie...
      Tak to jest często kiedy nie mieszka się samemu. Myślę, że poradzisz sobie z tym co Cię boli.Pozdrawiam.

      Usuń