czwartek, 10 grudnia 2020
Gdzie jest Mikołaj?
czwartek, 12 listopada 2020
Jesień już w pełni i covid też. Mamy drugą falę i to niezłe tsunami. W Tomaszowie zarazek już się zadomawia. Moje najstarsze Wnuczydło przywlekło go ze szkoły i przechorowało jak na nastolatka dość ciężko. Rodzice albo się nie zarazili, albo przeszli prawie bezobjawowo, ale tego nie wiadomo, gdyż nikt ich nie wysłał na testy. Dzisiaj kwarantanna skończona (choć ani Wnuk, ani jego rodzice nie badani), więc wyszli na wolność mając nadzieję, że już niczego po za zdrowiem w sobie nie mają.
My póki co bez objawów. Co prawda kontakt minimalny był (jeszcze gdy lekarz stwierdził, że to angina), ale gdy już stwierdzono zarazka, byliśmy z daleka. Myślę, że gdyby coś miał być, już by się wykluło.
Po za tym, moje serce arytmią się popisuje, lekarka stwierdziła, że może dać skierowanie do kardiologa (bo powinno się zrobić echo serca i ekg wysiłkowe), ale wizyta byłaby w połowie następnego roku, więc bezsens. Prywatnie, pod koniec grudnia. Tak więc wychodzi na to, że powinnam się z serduchem dogadać i to jedyne co mi zostaje. Szpitale u nas nie przyjmują nikogo bo zapchane covidem. Cóż.., taki mamy klimat.
Staramy się nie pchać ludziska, maseczki nosimy i jak nie ma konieczność, nie szlajamy się nigdzie. Skutkuje to nie tylko lekkim wnerwem, ale też i ma dobre strony. Małżonek, żeby nie myśleć o swoich sercowych dolegliwościach (po zawale), postanowił udziergać sobie ,a właściwie swojemu ukochanemu motorkowi..., domek, a że lubi dziergać, to i wyszło mu nieźle. Nawet pozwolił mi wstawić tam rowery! Taki był z niego ludzki chłop!:). To co poniżej to właśnie wynik dziergania!
środa, 15 lipca 2020
Który to już dzień z wirusem ? Już nie wiem, więc bez liczenia czyli, tylko kolejny i to wystarczy. Jak do tej pory udaje nam się wyślizgać z niego i niech tak zostanie.
Codzienność codzienna i tylko aparat wyprowadza minie w poszukiwaniu kadrów. Jak dobrze mieć pasję, a jeszcze lepiej, gdy ta pasja zgania człeka z fotela i wyprowadza na dwór, na świeże powietrze.
Mój rok dzieli się nie na pory roku, lecz na zjawiska, które wypełnią kadry moich zdjęć. Jest czas kwitnących sadów, jest czas rzepaku który na żółto maluje pola, jest czas żniw i jest czas kwitnących słoneczników. I właśnie te ostatnie przed wczoraj podziwiałam. (na czas złotej jesieni i pierwszych przymrozków jeszcze będzie czas).
Gdy tak stanęłam przed tym ogromem żółtych słoneczek, to aż mi dech zaparło. Błękit nieba, złote pole aż po horyzont i brzęczenie tysięcy pszczół.
Nawet największy fotograf nie da rady przekazać tego, co widzą oczy.
Dla takich kadrów warto żyć.
To właśnie to chcę Wam dzisiaj pokazać i podzielić się tym pięknem. To dla uspokojenia i wyciszenia po tym trudnym czasie który ostatnio zaliczaliśmy.
Zasłużyliśmy na to by przypomnieć sobie, jaki piękny jest świat!
A siebie tu wstawiłam po to, by był dowód, że byłam tam, że fotografowałam i że żyję :)))
Pozdrowienia słonecznikowe przesyłam!
poniedziałek, 8 czerwca 2020
dzień 74
Władza obciążona wyborami, popuszcza już prawie co się da. Obostrzenia są wszak mało popularne, więc luz wskazany. Co z tego wyniknie zobaczymy. A może i nie, bo niepopylarnych wiadomości należy się strzec. To tyle z frontu korony. A poza tym...
... może by tak wziąć cały świat w dłonie? Będzie tylko mój, więc nikt mi tu nie będzie pod górkę robił:)
Jak pomyślałam, tak i zrobiłam. Fajnie tak świat trzymać na dłoni. Jest taki przyjazny!
środa, 3 czerwca 2020
dzień 72
Jestem.
Takiej odpowiedzi na prośbę "słuchaj, mam problem i nie wiem jak powinnam postąpić, jak się zachować...., jak myślisz?.., nie spodziewałam się.
Jeśli córka ma już 33lata, męża, dzieci i ponad 10-cio letni staż małżeński, to czyż nie można spodziewać się przynajmniej wysłuchania?
No cóż. Poczułam się jak się poczułam, przegryzłam, przemieliłam i coś do mnie dotarło. Co prawda nigdy nie czułam się biedna, czy nieporadna. Zawsze raczej brałam byka za rogi, więc nie wiem skąd taka definicja matki, czyli mnie. Jednak coś we mnie się zatrzasnęło. Przestaję być pomocna na każde wezwanie (choć często o pomoc nie jestem proszona), teraz moje będzie najważniejsze bez względu czy to się podoba czy nie. Moje prawo, moje decyzje, moje postanowienia. Przestaję ustępować dla świętego spokoju, moje słowo jest równie ważne jak inne, a może i ważniejsze. Jestem na swoim i należy się z tym liczyć!
Aż mnie dziw wziął, jak dziecko potrafi pomóc, odmawiając pomocy! Chyba czas zhardzieć! :)
Przestaję się zamykać milczeniem na nieuprzejme zachowania, przecież potrafiłam zawsze "dołożyć do pieca", gdy trzeba było.
Najwyraźniej trzeba przypomnieć kochanej dziatwie, że to oni są u mnie, a nie ja u nich i nim wykopią dziurę by wsadzić w nią krzewik, to najpierw będą się pytać, czy krzewik może być i czy w tym miejscu.
Dziecko w jednym miało rację! Trzeba zacząć być znowu panią domu, a nie starszą panią, która nie wiele wie,bo " teraz mamy inne czasy i inaczej się żyje". Może i prawda że inne czasy, inne warunki, ale codzienność przynosi takie same problemy, najwyżej inaczej opakowane!
No to się powymądrzałam! Na pewno jeszcze nie raz nerw mnie weżnie, ale zamiast zamilknąć i wyjść, to pieprznę choćby kubkiem o glebę (trzeba będzie zakupić w komisie trochę naczyń, bo swoich szkoda), puszczę wiązankę i każę się zamknąć! Może nie będzie dużo lepiej, ale przynajmniej zaoszczędzę na zawale! :)
To tyle. jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej!
Dzisiaj jestem w temacie makowym! Piękne pola pełne maków, na wiejskie chodniku kładą się maki z pod płotu i widoczki sielskie , anielskie, aż chce się zatrzymać je na dłużej.
zatrzymałam więc i wam Kochani podsyłam, byście i Wy mogli nacieszyć nimi oczy!